Kategorie
to nieprawda

Nie, akt notarialny nie zastąpi związków partnerskich ani równości małżeńskiej

PSL pozostaje największą niewiadomą formującej się koalicji rządowej, jeśli chodzi o sprawy związane z prawami człowieka — czy, jak nazywa się je w tej partii, „sprawami światopoglądowymi”. Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica mają większość sejmową, ale nie jest ona na tyle duża, by można było uchwalać ustawy bez poparcia „ludowców”. Do tego dochodzi zapowiedziany w PSL brak dyscypliny partyjnej, czyli zobowiązania posłów do jednomyślnego głosowania zgodnie z ustaleniami klubu.

Przedsmak przyszłych rozmów o prawach osób LGBT+ zademonstrował nam we wtorek poseł Marek Sawicki, czyli rekordzista, który zasiada w sejmie nieprzerwanie już 30 lat, bo od 1993 roku. Na antenie Radia Zet polityk otwarcie przyznał, że nie poprze związków partnerskich i zasugerował, że osoby chcące takiego rozwiązania mogą po prostu… zawrzeć małżeństwo cywilne. 

Gdy prowadząca Beata Lubecka wyjaśniła mu, że chodzi o pary osób tej samej płci, Sawicki niezgodnie z prawdą stwierdził, że tutaj wystarczy wizyta u notariusza: „ci obywatele jednej płci, którzy chcą mieć informację medyczną, jeśli chcą mieć prawo do spadku, to wszystko mogą zawrzeć w akcie notarialnym i nie ma problemu, będzie on tak samo ważny jak związek partnerski”. Pytał też prowadzącą, uśmiechając się niemal z kpiną, „czym się różni zawarcie małżeństwa cywilnego od umowy notarialnej”. 

Zaznaczmy to jasno: brak religijnego charakteru ceremonii takich jak małżeństwo nie umniejsza im w żaden sposób. Ślub cywilny, jeśli tak sobie życzy dana para, można potraktować jak formalność, ale dla innych może być tak samo radosny, podniosły i wzruszający jak ślub kościelny. Nie zgadzamy się na to, by tak ważny moment w życiu wielu osób był sprowadzany do podpisania kartki papieru.

Nie taki notariusz piękny, jak go malują

Byłoby wspaniale, gdyby politycy chcieli rozmawiać ze wszystkimi obywatelami, których reprezentują — w tym społecznością LGBT+. Choć Beata Lubecka naciskała na posła, nie miała dobrych kontrargumentów, które znamy jako aktywiści, nie wspomniała mu więc o sprawach, których wcale nie da się w Polsce załatwić aktem notarialnym. A tych nie brakuje, bo akt notarialny nie pozwala:

  • zapewnić prawa do decydowania o pochówku osoby partnerskiej
  • zwolnić osoby partnerskiej od płacenia podatku od spadku lub darowizny
  • nabyć prawa do zachowku
  • jawnie połączyć nazwisk lub zmienić ich na wspólne
  • wspólnie rozliczać podatku PIT 
  • uzyskać renty po zmarłej osobie partnerskiej
  • otrzymać zasiłku opiekuńczego
  • przysposobić dziecka osoby partnerskiej (tzw. adopcja wewnętrzna)
  • ubiegać się o alimenty

Wszystkie powyższe prawa przysługują mężczyznom i kobietom, którzy zdecydują się na zawarcie związku małżeńskiego. Pary jednopłciowe mogą wprawdzie sporządzić testament, by po sobie dziedziczyć — choć wciąż zapłacą podatek, bo według państwa nie są rodziną — oraz upoważnić się do odbierania korespondencji czy otrzymywania informacji o stanie zdrowia, ale lista spraw niemożliwych do ustalenia u notariusza jest znacznie dłuższa. 

Nie możemy też pozostawić bez komentarza emocjonalnego wymiaru formalizacji związku. To po prostu uwłaczające, że osoby żyjące razem wiele lat mogą w Polsce jedynie u notariusza załatwić nieliczne sprawy, a ich wspólne pożycie nie ma tutaj znaczenia, bo równie dobrze mogłyby być współlokatorami albo przyjaciółmi. Żądając równości małżeńskiej i związków partnerskich, osoby LGBT+ chcą nie tylko bezpieczeństwa, ale też godności. Nie chcemy udawać, że nasze życia i naszą miłość można podsumować pieczątką, podpisem i opłatą za sporządzenie aktu notarialnego.

Zapraszamy PSL do rozmowy

Poseł Sawicki w dalszej części rozmowy zabrnął jeszcze dalej i przyznał, że jego niezgoda na związki partnerskie wynika też z lęku, że po nich przyjdzie pora na adopcję dzieci przez pary jednopłciowe, a na to nie może się zgodzić ze względu na prywatne doświadczenia. Jak mówił, jego dorosłe dzieci podczas zagranicznych wolontariatów miały styczność z tęczowymi rodzinami i źle to wspominają, ale nie może powiedzieć nic więcej ze względu na prywatność wspomnianych osób. Mamy więc do czynienia z sytuacją, gdy poseł na sejm sprzeciwia się równouprawnieniu grupy obywateli ze względu na swoje jednostkowe doświadczenia, o których nie chce rozmawiać. 

Nie łudzimy się, że poseł Sawicki będzie chciał się z nami spotkać, ale powinien. Jeśli nie on, to niech zrobią to inni parlamentarzyści z PSL. Nie zgadzamy się na to, by prawa dwóch milionów obywateli Polski tworzących społeczność LGBT+ zależały od anegdot i wspomnień posłów, którzy sami mogą bez niczyjej zgody zawierać kolejne małżeństwa. Brak negatywnego wpływu na wychowanie dzieci przez pary jednopłciowe od dawna udowadniają badania, ale jeśli potrzebne są osobiste historie, to chętnie wiele ich opowiemy, niech tylko politycy się z nami spotkają i nas wysłuchają. A potem niech spojrzą nam w oczy i powiedzą, że nie powinniśmy mieć prawa do tworzenia rodziny. 

Kategorie
to nieprawda

Nie, homoseksualność nie podlega terapii

Na rynku ukazała się druga część podręcznika do nowego przedmiotu „Historia i teraźniejszość”, który jest obowiązkowy dla części klas szkół średnich. Podobnie jak w przypadku pierwszej części, w książce nie zabrakło kontrowersji i dezinformacji. Zarówno przedmiot, jak i podręcznik są dla ministra Przemysława Czarnka metodą na docieranie do uczniów nie tylko z wiedzą historyczną, ale przede wszystkim z politycznym i światopoglądowym przekazem — wygodnym dla środowiska politycznego ministra i krytycznym wobec jego przeciwników. Obie pozycje doczekały się wielu komentarzy, z których można dowiedzieć się, jak manipuluje młodzieżą autor podręczników prof. Wojciech Roszkowski. 

Przyjrzyjmy się bliżej części książki, w której pojawiają się fałszywe stwierdzenia na temat społeczności LGBT+. Jak pisze Roszkowski:

Głosząc społeczną i kulturową, a nie biologiczną istotę płciowości, ideolodzy LGBT lansują jednocześnie jeden zasadniczy wyjątek od tej reguły: homoseksualizm. Ten nie jest ich zdaniem tworem kulturowym. Dla ideologów LGBT homoseksualizm ma charakter genetyczny i nie daje się zmienić pod wpływem społeczeństwa i kultury. Tymczasem liczne badania wskazały, że jest to zjawisko bardziej skomplikowane i w wielu przypadkach, choć zapewne nie zawsze, podlegające terapii

Poziomów manipulacji jest tutaj wiele: autor sugeruje, że orientację seksualną można zmienić, a ta homoseksualna jest gorsza, bo „podlega terapii”, co mają w dodatku wykazywać „liczne”, ale niesprecyzowane badania. Roszkowski tworzy więc pozór obiektywności i obiecuje, że stoją za nim fakty. Jeśli ktoś się z nim nie zgadza, to zapewne jest „ideologiem LGBT” – pojawia się więc tak często używana figura złowrogiej „ideologii”, czyli zbioru postaw i poglądów, którego zwolennicy dążą do zmiany społecznej. „Ideologia LGBT” zawsze pojawia się w jednoznacznie negatywnym kontekście, ale sam termin „ideologia” niekoniecznie musi oznaczać coś złego — ideologia może być polityczna, religijna, społeczna. Mimo to nazywanie społeczności osób LGBT+, a nawet ich postulatów mianem „ideologii LGBT” stało się rozpoznawalnym sposobem na podkreślenie pejoratywnej oceny, a nawet zagrożenia.

Uczniowie czytający ten fragment dostaną zupełnie nieprawdziwą informację, że naturalność i niezmienność nieheteroseksualnej orientacji to nie fakty, a ideologiczne przekonania siewców propagandy. Przekazywanie nieprawdy w edukacji samo w sobie jest karygodne, tutaj jednak pojawia się dodatkowo szkodliwy aspekt: statystycznie w każdej klasie jest jakaś osoba LGBT+. Spotkanie się z tak negatywnie nacechowanymi treściami w podręczniku szkolnym może być trudnym i bolesnym przeżyciem, zwłaszcza jeśli nauczyciele będą traktować je jako zgodne z prawdą. 

Wielokrotnie obalany mit

Diagnozowanie homoseksualności lub biseksualności jako zaburzenia jest praktyką przestarzałą o przynajmniej trzy dekady, jeśli chodzi o oficjalne wytyczne organizacji zdrowia. Z międzynarodowej klasyfikacji chorób ICD wykreślono homoseksualność w 1990 roku, a z klasyfikacji zaburzeń psychicznych DSM usunęło ją już w 1973 Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne. Czasem przedstawia się to jako efekt „lobbingu środowiska homoseksualnego” i sugeruje, że światowe organizacje działały pod presją albo głosowały w niepełnym składzie.

Tego typu teorie spiskowe opierają się na przemilczeniu faktu, że to, czy coś jest zaburzeniem psychicznym lub seksualnym, to kwestia umowna. To ludzie utworzyli te kategorie i wyznaczyli normy społeczne, które z czasem ulegały zmianie — wystarczy spojrzeć na to, jak zmienia się sposób klasyfikowania i opisywania zaburzeń psychicznych i cech neurorozwoju. Nie bez powodu potrzebne są coraz to nowsze opracowania globalnych klasyfikacji. Homoseksualność wykreślono z listy zaburzeń w ramach dziesiątej edycji ICD, a w 2022 wprowadzono kolejną, jedenastą.

Powołując się na badania naukowe, zwolennicy „leczenia homoseksualizmu” muszą stosować tzw. cherry picking, czyli wybierać te fragmenty badań, które pasują do ich tez po wyrwaniu z kontekstu. Popularną metodą manipulacji jest też traktowanie badań powszechnie krytykowanych za nieprawidłową metodologię jako „niezależnych”, a przez to bardziej wartościowych, bo niepodatnych na presję: furorę zrobiło na przykład słynne badanie Marka Regnerusa, które chętnie cytują religijne portale i które merytorycznie miażdżą naukowcy. Badanie miało pokazywać, że dzieci osób nieheteroseksualnych wychowują się gorzej niż ich rówieśnicy. Innym zdyskredytowanym naukowcem, którego chętnie cytują skrajnie konserwatywne media, jest Paul Cameron, którego metody i wypowiedzi doprowadziły do wyrzucenia go z Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego. 

Krytyka nieheteroseksualnej orientacji jako zaburzenia, zboczenia czy niepożądanego zachowania jest zazwyczaj nacechowana religijnie, estetycznie lub moralnie. Dzieje się tak, bo nie istnieją rzeczywiste przesłanki, by uznać homoseksualność czy biseksualność za coś szkodliwego dla człowieka i wpływającego negatywnie na jego rozwój i życie. Nic dziwnego, że próby „leczenia” homoseksualności są równie pseudonaukowe jak argumenty za jej szkodliwością.

Tzw. terapia konwersyjna może polegać na wszystkim — nie istnieją żadne standardy, bo świat medyczny jednoznacznie wyklucza naukowość tego procederu, a kolejne kraje wprowadzają zakaz takich praktyk. W jednym ośrodku będzie się „leczyć” homoseksualność modlitwą i medytacją, w innym elektrowstrząsami. Rezultatem nie jest zmiana orientacji, a psychiczna trauma, która może co najwyżej zmuszać daną osobę do życia w inny sposób — a według badań także popychać do prób samobójczych niemal dwukrotnie częściej. Jest to kwestia kontroli i poczucia wstydu, a nie prawdziwej zmiany. Podnoszenie się po takiej traumie może trwać lata, zdarza się jednak, że nawet założyciele programów konwersyjnych w końcu decydują się żyć w zgodzie ze sobą i odpokutować za krzywdzenie innych osób homoseksualnych.

Kategorie
to nieprawda

Czy związki partnerskie zapewniają to samo co równość małżeńska, ale są łatwiejsze do wprowadzenia?

Reprezentanci centrowych ugrupowań politycznych regularnie pytani są o równość małżeńską i regularnie odpowiadają, że popierają związki partnerskie lub są skłonni o nich rozmawiać. Ostatnio swoją przychylność dla związków zadeklarowali Rafał Trzaskowski z Koalicji Obywatelskiej i Szymon Hołownia, lider Polski 2050, podczas imprezy Campus Polska, mimo że pytani byli o równość małżeńską. Często przedstawia się ją jako radykalny postulat, więc dla polityków centrum stanowi ona problem — z jednej strony chcą być postrzegani jako nowocześni, światowi i patrzący w przyszłość, a z drugiej boją się zniechęcić bardziej konserwatywną część swojego elektoratu. Tymczasem poparcie społeczne dla związków partnerskich i równości małżeńskiej nie jest tak zróżnicowane, jak mogłoby się wydawać. W ostatnich latach sondaże wykazują zazwyczaj kilka punktów procentowych dzielących zwolenników związków i małżeństw. Ogółem blisko połowa polskiego społeczeństwa chce, by pary osób tej samej płci mogły sformalizować swoje związki. Szerzej omówiliśmy te dane w innym tekście. Hołownia wspomniał też na Campus Polska, że zdarzało się za granicą, że to konserwatyści wprowadzali związki partnerskie. Jeżeli chodziło mu o Wielką Brytanię, to warto wspomnieć, że lider konserwatywnej partii Torysów David Cameron oficjalnie wypowiedział się po stronie właśnie równości małżeńskiej, mimo że przysporzyło mu to krytyki ze strony własnej partii. Ponad połowa parlamentarzystów z jego ugrupowania zagłosowała przeciwko zmianie prawa.

Niewystarczające poparcie dla równości małżeńskiej — argument, który zdecydowanie można włożyć między mity — nie jest jedyną przeszkodą, jaką przytaczają jej przeciwnicy. Pomimo rosnącej świadomości społecznej wciąż można jeszcze usłyszeć, że związki i małżeństwa tak naprawdę dawałyby osobom nieheteroseksualnym to samo, a główna różnica polega na nazwie. Argument ten zdają się lubić zwłaszcza osoby, które stanowczo sprzeciwiają się „wypaczaniu znaczenia małżeństwa” i zrównują zmianę stanu cywilnego z sakramentem religijnym, nawet jeśli popierają przyznanie parom jednopłciowym niektórych praw. Stworzenie instytucji związku partnerskiego, który na każdym polu z wyłączeniem nazwy byłby równy małżeństwu, mógłby również sprowokować w społeczności LGBT+ wniosek, że jest to niepotrzebne tworzenie podziałów i zaznaczanie inności osób nieheteroseksualnych. Symboliczne znaczenie terminologii nie jest jednak kluczowym argumentem, gdy mowa o równouprawnieniu osób LGBT+. Związki partnerskie po prostu nie są konkretnym postulatem.

Równość małżeńska to z definicji prostsza sprawa, mimo że wydaje się, że to większa ingerencja w system prawny i porządek społeczny (zobacz: dlaczego polska konstytucja wcale nie zabrania równości małżeńskiej). Jest tak dlatego, że wprowadzenie równości małżeńskiej to po prostu umożliwienie osobom w związkach jednopłciowych zawieranie ślubów z takimi samymi prawami i obowiązkami, jakie przypadają osobom w związkach różnopłciowych. Nie wymaga to tworzenia osobnych procedur, a jedynie modyfikację schematu, który już istnieje. W przypadku związków partnerskich mamy do czynienia z zupełnie nowym bytem prawnym, którego zakres zależny jest w stu procentach od tego, co zdecydują prawodawcy. W kilku krajach może więc obowiązywać kilka modeli związków partnerskich, co tylko komplikuje sytuację emigrantów i cudzoziemców. 

Prawa, które mają małżeństwa osób różnej płci, a których nie mają w Polsce osoby w związkach jednopłciowych, to między innymi:

  • Prawo do informacji o stanie zdrowia
  • Prawo do podejmowania decyzji o leczeniu drugiej osoby
  • Prawo do otrzymania zwłok i pochówku
  • Prawo do ustawowego dziedziczenia bez opodatkowania
  • Prawo do wspólności majątkowej i wspólnego rozliczania podatków
  • Prawo do zasiłku opiekuńczego, by zajmować się chorym mężem/ chorą żoną
  • Prawo do objęcia męża/ żony ubezpieczeniem w ZUS
  • Prawo do renty po zmarłym mężu/ zmarłej żonie
  • Prawo do adopcji dziecka małżonka (adopcja wewnętrzna)
  • Prawo do wspólnej adopcji (adopcja zewnętrzna)
  • Prawo do zmiany nazwiska lub przyjęcia podwójnego nazwiska

Nie ulega wątpliwościom, że adopcja dzieci jest najbardziej „kontrowersyjnym” elementem równości małżeńskiej, bo ze względu na niewiedzę i zakorzenione w społeczeństwie uprzedzenia wciąż powszechne jest przekonanie, że dzieci rodziców tej samej płci wychowują się gorzej, nie otrzymują potrzebnych wzorców lub są zagrożone przemocą i piętnowaniem. Warto kontrować te argumenty stwierdzeniem, że już dziś w Polsce żyją rodziny tworzone przez osoby tej samej płci oraz ich dzieci. Prawo nie zabrania kobietom w związkach jednopłciowych rodzić dzieci, nie otacza ich natomiast żadną opieką. Troska o najmłodszych powinna być raczej argumentem za tym, by jak najszybciej wprowadzić równość małżeńską wraz z możliwością adopcji.

Społeczność LGBT+ nie odrzuca związków partnerskich. Ich wprowadzenie byłoby ogromną zmianą na plus w stosunku do braku jakiejkolwiek ochrony dla par jednopłciowych — sytuacji, która stawia Polskę na szarym końcu państw Unii Europejskiej. Trzeba jednak pamiętać, że im dłużej debatuje się o różnicy między związkami i małżeństwami, tym lepiej widać, że ta druga opcja — oraz wizja adopcji przez pary jednopłciowe — u wielu rozmówców budzi wewnętrzny sprzeciw. Nie ma doniesień o tym, by w krajach, w których panuje równość małżeńska, „upadła instytucja rodziny”. Nie ma też badań wskazujących na to, że dzieci wychowane przez dwie matki lub dwóch ojców rozwijają się gorzej — za to brak negatywnych skutków takiego stanu rzeczy potwierdzają liczne gremia naukowe i badania. Zakładając, że po związkach przyjdzie kiedyś czas na kolejny krok, czyli małżeństwa, warto zadać sobie pytanie: dlaczego czekać?

Kategorie
to nieprawda

Czy konstytucja definiuje małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny?

O tym, dlaczego polska konstytucja wcale nie zabrania wprowadzenia równości małżeńskiej, wielokrotnie już nie tylko pisano i debatowano, a nawet powstał film „Artykuł osiemnasty” w reżyserii Barta Staszewskiego i pod patronatem Stowarzyszenia „Miłość Nie Wyklucza”. Dla zainteresowanych jest więc dostępne bardzo szczegółowe omówienie tego zagadnienia. 

Pełna treść art. 18 polskiej konstytucji brzmi: 

Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej.

Jak potwierdził Naczelny Sąd Administracyjny w swoim wyroku z 2022 roku, konstytucja nie zabrania wprowadzenia w Polsce równości małżeńskiej, bo zapis w art. 18 nie podaje jedynej dopuszczalnej definicji małżeństwa, a jedynie stan obecny, pod jakim podlega wsparciu ze strony państwa.

Nie można zapominać, że konstytucja jako akt prawny również podlega zmianie i nawet gdyby jednoznacznie definiowała małżeństwo jako związek osób różnej płci, przy odpowiedniej przesłance i woli politycznej można byłoby wprowadzić jej nowelizację. Dyskryminacja osób żyjących w związkach jednopłciowych jest wystarczającą przesłanką, zwłaszcza że to konstytucja nakazuje traktować wszystkich obywateli równo. Jak mówi art. 32:

  1. Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne.
  2. Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny.

W 2020 roku prezydent Andrzej Duda w trakcie kampanii podpisał projekt zmiany konstytucji zakładający wprowadzenie do niej zakazu adopcji lub przysposobienia dzieci przez pary pozostające w związku jednopłciowym. Jeśli pogłębienie dyskryminacji jest odpowiednim powodem, by rozpocząć proces zmiany konstytucyjnej, walka o równouprawnienie tym bardziej powinna wystarczyć.

Zasłaniając się konstytucją, politycy udają, że nie wiedzą, jakie posiadają narzędzia. Uczciwsze byłoby powiedzenie, że choć mogliby to zmienić, to po prostu nie chcą, by osoby żyjące w związkach jednopłciowych miały możliwość zawierania małżeństw.

Wybory 2023. O co im chodzi?
Działaj!

Nie daj się politycznym ściemom i głosuj świadomie!
Wpisz adres e-mail i bądź na bieżąco.

Wybory 2023. O co im chodzi?
Wybory 2023. O co im chodzi?
Projekt finansowany przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię z Funduszy EOG i Funduszy Norweskich w ramach Programu Aktywni Obywatele – Fundusz Regionalny
Projekt finansowany przez Islandię,
Liechtenstein i Norwegię z Funduszy EOG
i Funduszy Norweskich w ramach Programu
Aktywni Obywatele – Fundusz Regionalny
Z dumą przygotowane przez Miłość Nie Wyklucza