Kategorie
manipulacja

Czy Zachód odchodzi od tranzycji transpłciowych nastolatków?

18 sierpnia 2023 roku na portalu „Rzeczpospolita” (rp.pl) ukazał się artykuł „Tranzycja u dzieci. Europa wciska hamulec”. Jego autorem jest Łukasz Sakowski, którego transfobiczne manipulacje opisywaliśmy już wcześniej. Na swoich profilach w internecie Sakowski mówi wprost, że tranzycja jest szkodliwa, ale jego metody w mediach głównego nurtu są subtelniejsze i oparte na hasłach sprawdzonych przez anglosaskie środowisko anty-trans. Warto znać repertuar tego ruchu, by umieć rozpoznać argumenty, które powoli zaczynają się pojawiać w polskich dyskusjach. Dla polityków to idealny, gotowy materiał do nagonki.

„Zachodnie kraje wycofują się z tranzycji nastolatków”

Żadne państwo nie jest odporne na możliwość zmiany społecznej zachodzącej w rozmaitych kierunkach. Nawet w najbardziej liberalnym społeczeństwie przy odpowiedniej politycznej koniunkturze może dojść do konserwatywnego zwrotu, a to z kolei ma wpływ na zmiany prawne. Warto też pamiętać, że ogół społeczeństwa może postrzegać stan progresu i akceptacji zupełnie inaczej niż mniejszość społeczna. Przykładowo: w Europie, którą łatwo podsumować jako niezwykle liberalną, dopiero w 2017 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka orzekł, że kraje członkowskie muszą odejść do wymogu sterylizacji osób transpłciowych przed korektą ich danych metrykalnych. W Finlandii, której przypadek opisuje autor artykułu w „Rzeczypospolitej”, ustawę znoszącą obowiązek sterylizacji przed tranzycją wprowadzono dopiero w 2023 roku. W Wielkiej Brytanii, gdzie w ostatnich latach miały miejsce liczne spory o prawa i standardy opieki medycznej dla osób trans, aktywiści od dawna alarmują o wieloletnim czasie oczekiwania na konsultacje ze specjalistami prowadzącymi tranzycje, a także krytykują upokarzający proces uzgodnienia danych metrykalnych wymagający spotkania ze specjalną komisją oceniającą przynależność wnioskodawcy do danej płci.

W Stanach Zjednoczonych zaogniona w 2023 roku polityczna kampania anty-trans doprowadziła do zakazu tranzycji nastolatków w niektórych częściach kraju rządzonych przez fundamentalistów z Partii Republikańskiej. W wielu z nich — tak jak od lat ostrzegali aktywiści — ustawy dyskryminujące osoby transpłciowe pojawiły się w otoczeniu projektów godzących w prawa reszty społeczności LGBT+, np. zakazujących występów drag queens w przestrzeniach publicznych lub równościowej edukacji seksualnej w szkołach.

Badania czy zmiany prawne nieprzychylne dla społeczności trans opisuje się często z wyraźną sugestią, że jeśli ich źródłem są kraje anglosaskie lub nordyckie, to musi to być podyktowane nauką, rozsądkiem i troską o społeczeństwo — nigdy uprzedzeniami. Pokazuje to brak zainteresowania faktycznym stanem rzeczy i tym, jak oceniają go osoby transpłciowe w tych państwach.

„Dzieci nie mogą wyrazić świadomej zgody na nieodwracalne operacje i dożywotnie terapie hormonalne”

Tranzycja dzieci i nastolatków odbywa się etapami i pod nadzorem rodziców oraz specjalistów. Kilkuletnie dzieci, które uparcie odrzucają płeć przypisaną im przy urodzeniu, nie będą miały okazji zgodzić się na przyjmowanie leków ani przechodzenie operacji, bo ich tranzycja ogranicza się do pozwolenia im, by używały wybranego imienia, form językowych, ubrań itd. – jest to tzw. tranzycja społeczna. Dopiero na początku dojrzewania płciowego pojawia się możliwość wdrożenia blokerów hormonalnych, które mają opóźnić pokwitanie i dać dziecku czas na namysł i utwierdzenie się w przekonaniu, że chce przejść tranzycję. Decyzję o przyjmowaniu leków hormonalnych i przejściu operacji podejmuje już nastolatek wraz z rodzicami i specjalistą.

Tranzycja nie jest jedynym kontekstem, w którym trzeba podjąć decyzję o ingerencji medycznej u nastolatków, które po prostu chorują lub potrzebują skorzystać z nowoczesnych zdobyczy takich gałęzi medycyny jak protetyka czy okulistyka. Czasami może też dochodzić do konfliktów pomiędzy nastolatkami a rodzicami, np. gdy ci nie zgadzają się, by ich niepełnoletnie potomstwo stosowało antykoncepcję lub korzystało z pomocy psychiatry. Krytycy tranzycji nastolatków zaznaczają, że problem polega na tym, że nastolatek może w przyszłości zmienić zdanie, a efekty terapii hormonalnej i operacji są przynajmniej częściowo nieodwracalne. To prawda — właśnie dlatego takie decyzje muszą być podejmowane ze specjalistami, którzy są w stanie dostarczyć pacjentom i ich rodzicom rzetelne informacje na temat tranzycji i jej efektów.

Jak komentuje Polskie Towarzystwo Seksuologiczne w swoim stanowisku, odpowiadając na pomysł zakazu tranzycji nastolatków w Polsce:

„Zamiast karać i represjonować specjalistów, a młodym ludziom zamykać dostęp do profesjonalnej opieki zdrowotnej, stanowiący prawo powinni dążyć do wypracowania rozsądnych ram, w których ta opieka mogłaby być świadczona na najwyższym możliwym poziomie”.

„Blokery hormonalne powodują nowotwory i osteoporozę”

Każdy lek może wywołać efekty uboczne. Przedstawianie ich jako nieuniknionych następstw, a nie możliwych powikłań — w dodatku bez ujawniania kontekstu i skali prawdopodobieństwa — jest manipulacją. Przykładowo, w przypadku blokerów hormonalnych mających na celu opóźnienie dojrzewania płciowego wpływ na gęstość masy kostnej jest znacznie mniejszy, gdy zostanie wdrożona terapia hormonalna zgodna z tożsamością płciową osoby pacjenckiej. Wnioski z badań analizujących wpływ blokerów dojrzewania na organizmy młodych osób nie powinny być takie, by tych leków nie stosować, ale by nie stosować ich dłużej, niż to jest wymagane, oraz zachowywać przy tym odpowiednią ostrożność.

Warto odnotować, że obiekcje wobec stosowania u nastolatków blokerów hormonalnych dotyczą tylko osób transpłciowych, a przecież w pierwszej kolejności stosowano je u dzieci przedwcześnie dojrzewających. Wykazywanie szkodliwości blokerów u jednej grupy i ignorowanie jej u drugiej ma sens tylko wtedy, gdy przedwczesne dojrzewanie potraktuje się jako prawdziwy problem, a transpłciowość jako wymyśloną fanaberię.

„Detranzycji jest więcej niż tranzycji”

Nie istnieją badania, które wskazywałyby na taką prawidłowość. Gdyby tak było, trudno byłoby tego nie dostrzec — oznaczałoby to przecież stały spadek transpłciowej populacji. Tymczasem metaanaliza z 2021 roku oparta na 27 badaniach wskazuje, że z tranzycji wycofuje się ok. 1% osób. Liczba ta jest w niektórych badaniach niższa, a w niektórych wyższa, ale zazwyczaj nawet w tym drugim przypadku nie przekracza kilku procent.

Należy pamiętać, że różne badania na ten temat mogą obejmować zupełnie inne okresy oraz inaczej definiować tranzycję i detranzycję, a także wnikać w motywację stojącą za decyzjami pacjentów lub nie brać jej pod uwagę. Nie można bez spłycania tematu po prostu stwierdzić, ile jest tranzycji, a ile detranzycji. Przykładowo, istnieje badanie, które miałoby wskazywać, że ok. 30% osób trans rezygnuje z terapii hormonalnej. W rzeczywistości mowa o osobach trans w amerykańskim wojsku, które przestały korzystać z usług konkretnego ubezpieczyciela medycznego, co wcale nie znaczy, że nie kontynuowały tranzycji gdzie indziej.

„Osób trans jest o 4400% więcej niż dekadę temu”

Powyższa lub zbliżona liczba pojawia się od lat w różnych wariantach. Zazwyczaj chodzi wzrost liczby nastoletnich transpłciowych mężczyzn decydujących się na tranzycję, choć słownictwo używane w tym kontekście różni się wyraźnie od tego preferowanego przez osoby trans („takich dziewczyn przybyło o 4400%”). Już samo podanie wyłącznie procenta wzrostu bez wartości początkowej powinno wzbudzić sceptycyzm jako wyraźna manipulacja. Ta niepokojąca liczba przekłada się w praktyce na wzrost liczby skierowań brytyjskich trans nastolatków do kliniki Tavistock zajmującej się tranzycją. Mówimy o kraju, w którym mieszka prawie 70 milionów ludzi i o dekadzie, która symbolizuje największy progres praw osób transpłciowych oraz wzrost ich widzialności i akceptacji. W ciągu tej dekady skierowań do Tavistock przybyło z poniżej 100 w 2009 do ponad 2700 w 2019. W 2020 klinika informowała, że wzrost skierowań w porównaniu do poprzedniego roku wyniósł już jedynie 0,1%.

„U większości dzieci/ młodzieży dysforia mija”

Dysforia płciowa to długotrwałe i intensywne odrzucenie swojej płci przypisanej przy urodzeniu. W badaniu, na które często powołują się zwolennicy tezy o mijającej dysforii, nie definiuje się jej w ten sposób — tak samo traktowane są w nim dzieci transpłciowe i te, których ekspresja płciowa nie wpisuje się w stereotypy. Ponadto z połową dzieci nie udało się skontaktować na koniec badania, a mimo to zostały wliczone do tych, które „wyrosły” z dysforii — w myśl założenia, że jeśli osoby transpłciowe znikają z radaru badaczy i instytucji, to najpewniej przerwały tranzycję.

„Osoby trans wymazują pojęcie płci”

Akceptacja dla osób transpłciowych nie wymazuje pojęcia płci. Mit ten sugeruje, że jeśli transpłciowe kobiety będą traktowane jako kobiety, a transpłciowi mężczyźni jako mężczyźni, nie będzie już wiadomo, kto jest kim, więc wszelkie statystyki stracą znaczenie, nie będzie można mówić o prawach kobiet i doświadczanym przez nie seksizmie, a lekarze nie będą wiedzieć, kogo właściwie leczą.

Inkluzywny język mówienia o transpłciowości — a więc np. nienazywanie transpłciowych kobiet „biologicznymi mężczyznami” czy „mężczyznami utożsamiającymi się jako kobiety” – nie oznacza, że nie można mówić o cechach płciowych osób trans. Jeśli transpłciowa kobieta powie lekarce, że jej płeć przypisana przy urodzeniu była męska, ale przeszła tranzycję polegającą na terapii hormonalnej i operacji waginoplastyki, lekarka będzie posiadała odpowiednie informacje.

Warto pamiętać, że osoby, które nie są trans, też mogą odróżniać się swoimi cechami płciowymi od typowego obrazu kobiety czy mężczyzny. Cispłciowa kobieta, która przeszła usunięcie macicy, musi powiedzieć to lekarzowi. Sprecyzowanie, jakie cechy płciowe posiada, a jakich nie, nie pozbawia słowa „kobieta” znaczenia ani nie definiuje jej płci. To prawda, że większość kobiet ma macicę i nie ma penisa, ale mówienie o wyjątkach nie neguje reguły.

„Tranzycja nie poprawia samopoczucia i zdrowia psychicznego”

Istnieją liczne badania potwierdzające, że osoby transpłciowe są w ogromnej większości zadowolone z tranzycji i poprawia się ich stan psychiczny. Z 55 badań zawartych w metaanalizie z 2018 roku 93% wykazuje pozytywny wpływ tranzycji na stan osób transpłciowych, a 7% wpływ niejednoznaczny. W żadnym badaniu ujętym w tej metaanalizie nie opisano negatywnego wpływu tranzycji na samopoczucie i zdrowie psychiczne osób trans.

Stwierdzenie, że tranzycja nie pomaga, opiera się na celowym ignorowaniu tych pozytywnych zmian oraz przede wszystkim trudu, jakim jest życie jako osoba transpłciowa. Autorzy takich wypowiedzi wskazują na to, że osoby przechodzące tranzycję nadal mogą borykać się z depresją, myślami samobójczymi czy nałogami i wyprowadzają z tego wniosek, że tranzycja nie spełniła swojego zadania. Nie można jednak analizować stanu psychicznego osób transpłciowych bez brania pod uwagę stresu mniejszościowego, dyskryminacji i emocjonalnego ciężaru związanego z latami przeżywania dysforii płciowej.

„Najpierw powinno się zająć problemami psychicznymi i traumami, a potem tranzycją”

Transpłciowość może być bardzo trudnym doświadczeniem i traumą rozłożoną na wiele lat życia. Ograniczanie dostępu do tranzycji osobom, które cierpią na depresję, zaburzenia osobowości czy stany lękowe, zmuszałoby osoby transpłciowe do powszechnego ukrywania swoich problemów ze zdrowiem psychicznym. Postulat ten jest więc kontrproduktywny, żeby nie powiedzieć okrutny — to trochę jak oczekiwanie od osób chorych na cukrzycę, że przestaną chorować na cukrzycę, zanim dostaną insulinę.

Należy też zwrócić uwagę na to, że tego typu wypowiedzi stygmatyzują osoby borykające się z problemami psychicznymi jako niezdolne do podejmowania autonomicznych i racjonalnych decyzji. Co jeszcze ważniejsze, osoby sugerujące taką kolejność postępowania mogą sugerować, że dysforia płciowa wynika z „nieprzepracowanych traum” albo braku samoakceptacji dla swojego ciała, płci, orientacji seksualnej itd. Nie istnieją badania, które potwierdzałyby, że takie jest źródło transpłciowości.

Kategorie
to mit

Czy społeczeństwo nie jest gotowe na równość małżeńską?

Kiedy padają pytania o prawa osób LGBT+, politycy centrum lubią zasłaniać się poglądami społeczeństwa. Dzieje się tak, mimo że większość politycznych decyzji zapada bez każdorazowych konsultacji z obywatelami i na podstawie programu partii, nie sondaży. Tymczasem tzw. kwestie światopoglądowe regularnie wracają jako tematy badań społecznych i ankiet. Wiemy dzięki temu, jak sytuacja wygląda naprawdę — czyli zgoła inaczej, niż, przykładowo, twierdził Szymon Hołownia w maju 2020 roku, gdy mówił, że to nie czas na rozmowę o równości małżeńskiej, bo w Polsce „nie ma zgody narodowej”. 

W badaniu Stowarzyszenia „Miłość Nie Wyklucza” z 2015 roku prawo do małżeństw cywilnych dla osób nieheteroseksualnych poparło 29% ankietowanych, a 37% opowiedziało się za związkami partnerskimi. W 2018 roku, a więc zaledwie trzy lata później, poparcie dla obu wariantów formalizacji związków jednopłciowych nieznacznie zmalało, lecz wyraźnie zwiększył się odsetek osób nieposiadających zdania w tej kwestii. W 2015 roku ponad 52% badanych nie chciało związków partnerskich osób tej samej płci, a ponad 60% było przeciwko małżeństwom cywilnym. W 2018 odpowiednie przeciwników było już odpowiednio 46% i 50%. 

Niezamierzonym skutkiem intensywnej nagonki anty-LGBT+, którą obóz Prawa i Sprawiedliwości przeprowadził w latach 2019-2020, było nagłośnienie tematu praw mniejszości i zwiększenie widoczności aktywizmu. Może to tłumaczyć, dlaczego pomimo otwartej zgody rządu na stosowanie mowy nienawiści w polityce postawy obywateli zmieniły się na korzyść osób LGBT+. Już w 2019 roku sondaż IPSOS dla portalu Oko.press pokazał, że w teoretycznym referendum ponad połowa Polaków zagłosowałaby za wprowadzeniem jakiejś formy ochrony związków jednopłciowych – 35% poparłoby związki partnerskie, a 21% równość małżeńską. Żadnych zmian nie chciało 33% badanych, czyli odrobinę mniej, niż poparło związki partnerskie bez małżeństw. Przy powtórzeniu badania w 2022 roku istotnie wzrosło poparcie dla równości małżeńskiej: 34% opowiedziało się za związkami partnerskimi, 28% za równością małżeńską, a 33% przeciwko zmianom w prawie.

Według innego, globalnego badania przeprowadzonego przez Ipsos w 2023 roku, 32% Polaków popierało równość małżeńską, a 35% związki partnerskie. W badaniu CBOS z października 2021 roku 34% uczestników zgodziło się, że osoby w związkach jednopłciowych powinny mieć prawo do zawarcia małżeństwa. Twórcy badania zaznaczyli, że przeciwników związków partnerskich było więcej niż ich zwolenników o 6%, ale jednocześnie ubyło ich o 11% w porównaniu z poprzednią edycją badania. Wnioski z pojawiających się regularnie sondaży tego typu są po prostu jednoznaczne: poparcie wobec postulatów społeczności LGBT+ w Polsce rośnie oraz maleje liczba osób, które wypowiadają się jednoznacznie przeciw. To prawidłowość udokumentowana na przestrzeni lat. 

Liderzy liberalnych partii z pewnością wiedzą, że wśród ich wyborców poparcie dla równości małżeńskiej jest wyższe niż w przypadku ogółu badanych, w którym zawierają się zwolennicy skrajnej prawicy odrzucającej ideę równouprawnienia osób LGBT+. Sam Szymon Hołownia przyznał na samym początku 2023 roku, że głosowałby przeciwko równości małżeńskiej, gdyby taka ustawa trafiła do Sejmu. Tak się prędzej czy później stanie, bo różne ustawy o związkach partnerskich trafiały do Sejmu wielokrotnie, a w 2020 roku Lewica złożyła projekt ustawy o małżeństwach dla wszystkich, który przygotowało Stowarzyszenie „Miłość Nie Wyklucza”. Tak naprawdę nie trzeba przygotowywać ani społeczeństwa, ani społeczności LGBT+, która nie ma w Polsce prawie żadnej prawnej ochrony. To politycy i ich decyzje stoją na drodze do równouprawnienia, zwłaszcza w świetle badań wskazujących na wzrost poparcia dla równości małżeńskiej w krajach, które już ją wprowadziły. Nigdzie ta akceptacja nie wzięła się znikąd — przykładowo, w Stanach Zjednoczonych w 2022 roku 71% Amerykanów popierało małżeństwa dla wszystkich. Dwie dekady wcześniej odsetek ten wynosił 31%, odrobinę mniej niż dziś w Polsce.

Kategorie
to nieprawda

Czy konstytucja definiuje małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny?

O tym, dlaczego polska konstytucja wcale nie zabrania wprowadzenia równości małżeńskiej, wielokrotnie już nie tylko pisano i debatowano, a nawet powstał film „Artykuł osiemnasty” w reżyserii Barta Staszewskiego i pod patronatem Stowarzyszenia „Miłość Nie Wyklucza”. Dla zainteresowanych jest więc dostępne bardzo szczegółowe omówienie tego zagadnienia. 

Pełna treść art. 18 polskiej konstytucji brzmi: 

Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej.

Jak potwierdził Naczelny Sąd Administracyjny w swoim wyroku z 2022 roku, konstytucja nie zabrania wprowadzenia w Polsce równości małżeńskiej, bo zapis w art. 18 nie podaje jedynej dopuszczalnej definicji małżeństwa, a jedynie stan obecny, pod jakim podlega wsparciu ze strony państwa.

Nie można zapominać, że konstytucja jako akt prawny również podlega zmianie i nawet gdyby jednoznacznie definiowała małżeństwo jako związek osób różnej płci, przy odpowiedniej przesłance i woli politycznej można byłoby wprowadzić jej nowelizację. Dyskryminacja osób żyjących w związkach jednopłciowych jest wystarczającą przesłanką, zwłaszcza że to konstytucja nakazuje traktować wszystkich obywateli równo. Jak mówi art. 32:

  1. Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne.
  2. Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny.

W 2020 roku prezydent Andrzej Duda w trakcie kampanii podpisał projekt zmiany konstytucji zakładający wprowadzenie do niej zakazu adopcji lub przysposobienia dzieci przez pary pozostające w związku jednopłciowym. Jeśli pogłębienie dyskryminacji jest odpowiednim powodem, by rozpocząć proces zmiany konstytucyjnej, walka o równouprawnienie tym bardziej powinna wystarczyć.

Zasłaniając się konstytucją, politycy udają, że nie wiedzą, jakie posiadają narzędzia. Uczciwsze byłoby powiedzenie, że choć mogliby to zmienić, to po prostu nie chcą, by osoby żyjące w związkach jednopłciowych miały możliwość zawierania małżeństw.

Wybory 2023. O co im chodzi?
Działaj!

Nie daj się politycznym ściemom i głosuj świadomie!
Wpisz adres e-mail i bądź na bieżąco.

Wybory 2023. O co im chodzi?
Wybory 2023. O co im chodzi?
Projekt finansowany przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię z Funduszy EOG i Funduszy Norweskich w ramach Programu Aktywni Obywatele – Fundusz Regionalny
Projekt finansowany przez Islandię,
Liechtenstein i Norwegię z Funduszy EOG
i Funduszy Norweskich w ramach Programu
Aktywni Obywatele – Fundusz Regionalny
Z dumą przygotowane przez Miłość Nie Wyklucza